No to mamy sniegu po pachy. No moze nie tyle co po pachy ale co po czubki mojej 2 cmtrowej podeszwy, a to juz cos.
I oczywiscie nie obylo sie bez sanek. Nie ja tak w ogole wcale nie lubie sanek. Owszem fajnie jest miec swojego prywatnego szofera, ale co do zjezdzania z gorki to nie. O niee!! Ja nie chce, nie umiem, zachacze czyms, a zycie jeszcze mi mile, wjade w drzewo, przeciez tu ich tak duzo, albo zapomne ze strachu skrecic i sie wywale, i bedzie bolec. O nie, ja nie bede zjezdzac i kropka. Przyszlam tu tylko popatrzec. No i zjechalam. To byly moje najgorsze 3 minuty w zyciu. I wiecej juz ich nie powtorze. Nigdy w zyciu. Ja jeszcze nie chce umierac, dajcie mi zyc.
No.
I ten snieg ma mi zniknac do 25.02 bo ja nie bede zdawac prawa jazdy jak nie bede widziec drogi. Wtedy to ja juz
w ogole nie zdam. Jak bedzie cieplo to moze mam jeszcze jakies szanse. Nie dosc, ze jezdze jak ostatnia pokraka to musze miec niesamowita podzielnosc uwagi, patrzec w lusterka, widziec droge, wszystkie samochody a juz najbardziej te co mi zajezdzaja droge, patrzec na znaki, swiatla i jeszcze rozgladac sie czy mi czegos przypadkiem na drodze nie namalowali. I rob to wszystko czlowieku w jednym czasie, a najlepiej naraz. Przeciez jeszcze za nim ja je zdam (jesli w ogole kiedys zdam, a planuje przynajmniej w tym tysiacleciu) to sie zabije :
A ide sobie.
Co tak bede siedziec.