Siedze sobie wlasnie teraz i grzeczniutko sie ucze z polskiego, bo jutro moja ulubiona pani ostro pyta cala lekcje, z czego sie oczywiscie
ogromnie ciesze i pragnelabym calym sercem wchlonac wiedze jaka codziennie przez te dni nam starannie dyktowala, a zeby sie jeszcze
bardziej cieszyla to naucze sie tez i z ksiazki, co tam z jednej, z dwoch sie naucze, zeby jej zrobic przyjemnosc. Mam przeciez przed soba
caly dzien na randke z polskim, spokojnie sie wyrobie, a moze nawet jak mi jeszcze starczy czasu to napisze sobie jakis referacik, a tak
dodatkowo zeby sie cieszyla, ooo i jeszcze lekturke przeczytam, zeby byla ze mnie dumna. Co tam jedna, dwie juz na zapas sobie przeczytam,
a na lekcji bede grzecznie siedziala, pisala, udawala, ze mi reka jeszcze nie odpada, zglaszala sie na kadze jej pytanie i jeszcze dodatkowo
robila cwiczenia w podreczniku. No mysle, ze to jest tak wsam raz jak na moje morzliwosci, a nawet i za malo. Tak, ona stanowczo nas
nie docenia. I czemu my sie tak ociagamy na tej lekcji? To az niedopomyslenia, zeby tak sie na lekcji obijac! Co to jest pisac na lekcji po 4
kartki, powinnismy po 280 pisac! A teraz tak na prawde, mamy koniec wrzesnia, zapowiada sie sliczna pogoda i nawet troche cieplo jest i
mam zamiar isc sobie spokojnie na spacerek z moim Chlopczykiem :) A polski... jak starczy czasu :P No, taki mam plan na dzisiaj :) Dziekuje,
za wysluchanie moich problemow. Ksiege skarg i zazalen na nauczycieli uwazam za otwarta :D:D